Kiedyś na Rusinowej Polanie

Tekst Halusi z jesieni 1999 roku, wydanie II poprawione


    Dawno, dawno temu, w czasach, kiedy Małe Ciche było naprawdę małe i naprawdę ciche... - tak onegdaj rozpoczynał swoje gawędy Jędrek Maciata.

Szałas (12kB) Spotkaliśmy się dawno temu w tym właśnie szałasie. Każdy miał swą własną drogę, którą trafił na Rusinową Polanę. Byliśmy tak różni, tworzyliśmy zbieraninę wielce niesamowitą. Pozornie nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego. Był 2 stycznia 1979. Minęły już święta, sylwester i nadeszła pora wracać do domów, do miasta. Kilkanaście osób zeszło więc tzw. tramwajem na Wierch Poroniec (wtedy z Łysej Polany do Zakopanego jeździły tamtędy co dwie godziny pekaesy - kilkanaście minut po godzinie nieparzystej, od rana do późnego wieczora).
    Śniegu było co niemiara, ale to przecież zima, nikt się temu nie dziwił. Harcowaliśmy na zaśnieżonej szosie Wierchu Porońca. Bobas wrzucił Jarka w zaspę, że ten nagle wyglądał jak Biały Murzyn... Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, ktoś robił zdjęcia.

Tramwaj na Wierchu Porońcu (2.I.1979) Tramwaj na Wierchu Porońcu (2.I.1979). Od lewej kucają: Murzyn, Leszek Makowiecki (z kapeli Babsztyl), Halusia, Romka; nad nimi: Jola Wituch, Czesiek Giera, Włodek Dżdżownica, Jędrek Maciata, Anka Wituch, Majka Ruda, Jola z Lublina, Włodek Mamuśka, pochylony Juras i dwie Poznanianki. Nad Majką znak przystanku PKS.



    Każdy wiedział, że to ostatnie chwile wolności, że niedługo pociągi i miasto. Autobus długo nie nadjeżdżał. Nie przyjechał jeden, nie było drugiego, w tamtą stronę też nic nie pojechało, zaczęło się robić chłodno. Postanowiliśmy pójść pieszo do Bukowiny i tam złapać jakiś autobus. Trochę duło, trochę nas przewiało, ale po jakiejś godzinie dotarliśmy do knajpy "Na klinie" (była tam wtedy właśnie atmosfera prostej knajpy, nie to, co dzisiejsza restauracja; dziś nawet nie ma już nad wejściem deski-szyldu z napisem WITOJCIE...). Zestawiliśmy parę stołów, zamówiliśmy mnóstwo zup - nikt wtedy nie pachniał groszem, a na koniec pobytu większość miała już tylko odłożone pieniądze na powrót. Potem jeszcze kilkanaście herbat. Pod ścianą stała rozgrzana "koza". Odtajaliśmy trochę. Juras wyciągnął gitarę i rozśpiewaliśmy się pogodnie.
    Na sali było sporo ludzi, większość w butach narciarskich - goscie bukowińskich gazdów. Swoimi piosenkami wzbudziliśmy ich zainteresowanie. Ktoś się dosiadł z lewej, ktoś z prawej. Zaczęli zadawać pytania, ale nie trafili na chętnych do odpowiadania wprost.

Śpiewanki przed szałasem (wiosna 1979) (14kB) Śpiewanki przed szałasem (wiosna 1979); Marucha, Włodek Mamuśka, Juras Kostrzewa"


- Jesteście z jakiegoś obozu?
- Nie, my z lasu...
- A gdzie mieszkacie?
- No, w lesie...
- A z jakiego miasta jesteście?
- Och, z całej Polski: ten jest z Gdańska, ten z Wrocławia, ta z Krakowa, ci z Warszawy, ten z Bydgoszczy, tamten z Poznania...
- Nie, no powiedzcie! Może jesteście z jakiejś instytucji czy uczelni?
- Ha, ten nie ma jeszcze matury, ta jest po studiach, ten jest z WAT-u, ta z UJ-otu, ten już pracuje...
    Nie można było nas zaklasyfikować w żaden sposób. Nawet wiekiem: Jędrek był wtedy chyba z nas najmłodszy, jeszcze z kajetami przyjeżdżał do szałasu, a Romka i ja przerabiałyśmy z nim rachunki do matury, więc miał jakieś swoje 18 lat. Ja zbliżałam się do trzydziestki (byłam bardzo stara, więc ustaliłam, że jestem czarownicą i mam 159 lat).
    Nota bene, z dalszego ciągu tej rozmowy dowiedzieliśmy się, że cały kraj jest zasypany śniegiem i już od paru dni ogłoszono "klęskę żywiołową", że nie tylko pekaesy, ale i pociągi nie jeżdżą. Nasi rozmówcy nijak nie mogli pojąć, że o tym nie słyszeliśmy, skoro i w gazetach, i w radiu, i telewizja codziennie... a co to właściwie znaczy, że oni są "z lasu"?
    Ta grupa ludzi z najróżniejszych bajek związała się ze sobą wyjątkowo silnie. Wielu moich przyjaciół poznałam właśnie na Rusinowej - mówię o tych, z którymi naprawdę przyjaźnię się do dziś. Te przyjaźnie się sprawdziły. Mało tego: wiem, że kiedy po latach odszukam kogoś z nich, to na pewno z przyjemnością się spotkamy przy piwku i powspominamy dawne dobre czasy na Polanie.
*******
    Minęło od tamtych dni ponad 20 lat. Mnóstwo się zmieniło i w nas i wokół nas. Jednak jest coś w tym, że pozostał nam sentyment do pewnego widoku, który już się nigdy nie zmieni (żeby nie wiem ile reform, przepisów, przewrotów) - tego widoku nam nikt nie zaorze:

Przed szałasem(49kB)

    Sprawdzilismy to jesienią 1999 roku. Zawsze po lewej stoją Bielskie, na srodku Szeroka Jaworzyńska, a im bardziej ku Wysokim Tatrom patrzysz, tym bardziej Wołoszyn zasłania. Chyba żeby wejsć na Gęsią... Nie, kurczę, zbudowali schody.
Halina Rogalińska,
jesień 1999 r.
wersja 2.0 marzec 2000

Schody na Gęsią Szyję (X.1999 r.) (102kB)

©1999-2000 Jacek Kowner